Swingowis życiae to moja nazwa na życie kolorowe, w którym coś się dzieje. Każde życie może być kolorowe. Wszystko może być kolorowe. My kolorujemy szarą codzienność. Kolorować życie to nie to samo, co wypychać je kolrowopodobnym badziewiem. To odnajdywać sens i radość w codziennych sprawach. Kolorowe nie znaczy łatwe. Ale lepsze od pustki, ucieczki w szarość albo kolorowopodobne badziewia właśnie.

Fundacja Kasisi

Fundacja Kasisi
Zapraszam na stronę cudownej, bardzo mądrze pomyślanej fundacji, pomagającej dzieciom w afrykańskim sierocińcu. :)

środa, 8 sierpnia 2012

Kosztowne terapie i kosztowne "terapie"


Spędziłam na szpitalnych oddziałach około półtora roku. Z tyłu. Jako studentka. Niedużo – w odpowiednich miesiącach po kilka, kilkanaście godzin w tygodniu. W innych wcale. Niektóre godziny to tylko słuchanie wykładów, oglądanie zdjęć. Postawiłam na nogi kilkunastu czy kilkudziesięciu pacjentów (dosłownie, nie że tam długofalowo), pospacerowaliśmy, jak się dało. Przeprowadziłam trochę wywiadów, pooglądałam różne "przypadki" chorób.
Wymiękłam.
Fizycznie i psychicznie, choć psychicznie raczej z innych powodów niż cierpienie pacjentów.
Powody zresztą zostawmy. Wymiękłam i już.
Fizjoterapeuta to zawód szeroki, poza szpitalny również, na szczęście. Twierdząc więc, że to świetny kierunek, odłożyłam go na bok.
Myśl, że musiałabym wrócić na dwa (tylko) lata do szpitali i znowu się tam uczyć, a i też marnować czas (system, o którym już pisałam – 5 tysięcy ortopedii – na każdej to samo itp.), a także kilka innych studiofizjoterapeutycznych myśli mnie przeraża.
Czy szkoda mi? Tak. Szkoda. Zawsze chciałam być przede wszystkim fizjoterapeutką, więc to z tej specjalizacji, kierunku, chciałam mieć przede wszystkim tytuł magistra.
Czy żałuję tej decyzji? Nie. Teraz nie.


Dawno temu (czyli 3 lata) rozmawiałam z pewną szpitalną panią fizjoterapeutką. Zapewniła nas (studentki), że zarobki są do bani, praca jest do bani i w ogóle. Dwie młode, przyszłe fizjo, sięgnęły więc po argument ostateczny.
-Ale jest przecież zawsze ta satysfakcja, że pomagamy pacjentowi.
-Ja już chyba jestem wypalona zawodowo bo mam to gdzieś. - padła odpowiedź.
Pani jest miła dla pacjentów, ale nie wydaje mi się, by sumiennie wykonywała swoją pracę. Nas, studentki, przywitała wtedy stwierdzeniem, że "nie myślcie sobie, że mi za to płacą", że nas uczy. Uczy, to znaczy nieprzyjemnie zwraca nam uwagę, gdy robimy coś źle. No bo jak możemy się nie zorientować, że coś należy zrobić tak a tak (logiczne, że powinno się wiedzieć, skoro się przyszło nauczyć).


Trzeci rok studiów Pani oligofrenopedagog karmi podopiecznego. Jedną ręką trzyma jego ręce, żeby nie wytrącał łyżki. Drugą trzyma łyżkę z jakąś kaszką i "ładuje". Ma nam opowiedzieć "coś". Więc mówi, ze oligofrenopedagog to ciężki zawód.
Dziwi się, że podyplomówkę z oligo można robić już po licencjacie. A że w ogóle z takiego kierunku jak oligo jest licencjat. (och, ach, phi)


Koniec trzeciego roku studiów. Sala ćwiczeń. Troje dzieci, każdym opiekuje się (?) jedna fizjoterapeutka.
Pierwsza z pretensją oznajmia swojej podopiecznej:
co miałaś zrobić? Miałaś WYJŚĆ z koła. To co tak na mnie patrzysz? WYJDŹ z koła. No.
Pytam, co jest dziewczynce.
Podejrzenie autyzmu.

Obok mnie ćwiczy jakiś chłopiec, powiedzmy Dominik. Ćwiczy, ale niedokładnie. Siedzę, przyglądam się. Nagle...
- D  O  M  I  N  I  K  !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie, to nie był podniesiony głos.
To był wrzask.
Mało co nie dostałam zawału. Ciekawe, jak dzieci. Zapewne ćwiczenia fizyczne będą kojarzyć im się z zabawą, ewentualnie z obowiązkiem, ale poprawiającym ich stan zdrowia.
Pytanie tylko, którego...

Dominik nie lubi, powiedzmy, szelestu gazet. Zostaje więc postraszony, że pani idzie po gazety. Ze łzami w oczach mówi, że już będzie ćwiczył.

Z trzecią dziewczyną nie ma problemów.
Tylko czy powiedzieć to o dziecku, czy raczej o terapeutce?


Z perspektywy ostatniej sytuacji tym bardziej nie żałuję wyboru "dorabiam pedagogikę, zamiast robić jedynie fizjoterapię".
Są rzeczy oczywiste, takie jak ta, że po dzieciach nie należy się wydzierać tak, żeby aż chciało się płakać i niemalże dostawało się zawału.
Jednak są też mniej oczywiste, jak ta, że dziecko autystyczne na taki krzyk mogłoby się w ogóle wycofać i cała "terapia" poszłaby w las (ciekawe, czy panie by to powiązały – przecież NIE NA NIĄ krzyczano...). Nieoczywiste może być także to, że straszenie karą może i daje efekt, ale tylko w danym momencie, a długotrwały niekoniecznie, wręcz i może być przeciwnie. Czy też i trzecia, dla niektórych mniej oczywista, sprawa – po dzieciach w ogóle nie powinno się krzyczeć (wow). Jasne, że nie musi wychodzić, bo ludzie to ludzie, a nie programy komputerowe, ale jest różnica między "nie wychodzi mi" a "mam to gdzieś".


Takie to sytuacje. Tacy fizjoterapeuci, pedagodzy.
To, na szczęście, tylko jedna strona medalu (w dodatku bardzo subiektywnie widziana).
O tym jednak może w następnym wpisie. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz